Diablak – relacja z wyprawy
W piątek 28 września grupa śmiałków pojechała się na niesamowitą wyprawę, której celem było zdobycie Diablaka – szczytu, na którym według legend żył kiedyś sam diabeł.
O godzinie 16 zebraliśmy się pod szkołą. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani. W końcu wybieraliśmy się na najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego. Każdy był doskonale przygotowany zarówno fizycznie jak i mentalnie. Spakowaliśmy się iw wyjechaliśmy w kierunku Zawoi. Po ok. 3 godzinach jazdy dotarliśmy do celu. Rozpakowaliśmy i rozpaliliśmy ognisko. Przy nim sobie trochę pośpiewaliśmy, każdy coś zjadł i oczywiście nie mogło zabraknąć najważniejszego czyli kibicowania naszym siatkarzom. Wiernie dopingowaliśmy naszych przed telewizorem, niestety jednak przegrali z Włochami 2:3/3:2, ale i tak awansowali z pierwszego miejsca w grupie. Następnego dnia z samego rana spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie i od razu pojechaliśmy w kierunku Zawoi-Markowe. Mierzyliśmy wysoko. Chcieliśmy w dobrym tempie, ale przede wszystkim bezpiecznie zdobyć szczyt. Sam wybór szlaku był bardzo ambitny. Szlak zielony, którym szliśmy pomimo podobnego czasu przejścia, jest o wiele bardziej wymagający, niż ten prowadzący z przełęczy Krowiarek. Szliśmy w bardzo dobrym tempie. Po około 90 minutach marszu doszliśmy do schroniska. Na Markowych Szczawinach pogoda nas nie rozpieszczała. Było bardzo zimno – mniej więcej 5°C i nie było widać szczytu. Pomimo tego po około 15 minutowym postoju zdecydowaliśmy się zaatakować szczyt najciekawszą, ale i najtrudniejszą trasą – Percią Akademików. Niestety po drodze nie mieliśmy praktycznie żadnych widoków na okolice, ani tym bardziej na szczyt. Szliśmy jednak naprzód. Po drodze mieliśmy miłą niespodziankę, gdy zaczął prószyć śnieg. Były to bardzo słabe opady i nie wpłynęły one na sytuację na szlaku. Moim zdaniem najfajniejszym miejscem na szlaku była ponad ośmiometrowa, prawie pionowa ściana „Czarny Dziób”. Oczywiście były tam ułatwienie typu łańcuchy czy klamry, ale nawet za drugim razem robi olbrzymie wrażenie. Pomimo tego, że na trasie w niektórych miejscach było dosyć ślisko, nikt nie miał problemu z przejściem. Na szczycie góry, w ruinach diabelskiego zamku, pierwsza grupa pojawiła się około godziny 13:20. Było strasznie zimno temperatura była poniżej zera, a mocny wiatr sprawiał, że wydawało się, że jest -10 stopni Celsjusza. Kolejne grupki powoli dochodziły na szczyt i rozpoczęliśmy zejście czerwonym szlakiem w kierunku schroniska. W przeciwieństwie do Perci, było na nim bardzo dużo ludzi.